poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Miejsce praktyk: młody startup vs. firma z doświadczeniem

Czasami napotykam interesujące, przydatne blogi które umierają śmiercią naturalną po kilku postach. W sumie spojrzałam na datę ostatniej publikacji i zauważyłam, że mój blog też tak jakby sobie umarł.

Jak obiecałam kiedyś, dziś dokładniej opiszę moje praktyki. Teraz już mam porównanie, jako że zdobyłam tytuł, skończyłam studia i wiem jak wygląda to wszystko od początku do końca.
UWAGA: Ten post jest dość personalny, chwilami subiektywny.

Praktyki w firmie typu startup
Startup jest małą, młodą firmą która dopiero co rozpoczęła swoją działalność i/lub nadal jest w fazie poszukiwania swojego miejsca na rynku.
Jak wspomniałam w poprzednim poście,  moje pierwsze praktyki podczas AP degree odbywałam w małej firmie stawiającej swoje pierwsze kroki. Dołączyłam do 5-osobowego zespołu, który już wtedy był zgrany i dobrze prosperujący. Pamiętacie jak wspomniałam, że lepiej skupić się na jednej dziedzinie niż 5? No właśnie, to nie do końca było tak...Jako, że ja dołączyłam tam jako multimedia designer robiłam dosłownie wszystko, czego się nauczyłam, z naciskiem na grafikę. Wybierając ten kierunek myślałam, że grafika będzie moim konikiem. Szybko zauważyłam, że pisanie kodu jest dla mnie o wiele bardziej interesujące i ekscytujące niż bawienie się photoshopem. Malowanie i grafika do dziś jest moim hobby, ale nie daje mi to satysfakcji i spełnienia zawodowego. Z tego też powodu projektowanie strony/aplikacji nie było dla mnie niczym specjalnym. O wiele bardziej pasowało mi siadanie obok programisty i pisanie kodu razem z nim, słuchanie jego rad, odkrywanie nowych języków i sposobów programowania. Jednakże bardziej przydawałam się tam jako grafik niż jako programista. Poza głównym designem strony, zrobiłam również wiele plakatów, ulotek i takich tam "drobiazgów" potrzebnych specom od marketingu. W pewnym momencie również brałam udział w rozmowach administracyjnych, razem zbieraliśmy się i rozmyślaliśmy nad pomysłami odnośnie ekspansji i zdobywania rynku. Jednym słowem - robiłam wszystko. Zdarzyło się nawet pójść parę razy na konkursy dla startupów jako reprezentacja. To jest zarówno zaletą, jak i wadą pracy w startupie. Można się nauczyć nie tylko profesjonalnych aspektów pracy w firmie, typu jak się robi strategie, jak wygląda wprowadzanie ich w życie, jak wielką różnicę robi dobrze dobrany design; przede wszystkim zdobywa się doświadczenie życiowe: jak pracować z ludźmi, jak się dogadać, jak rozwiązywać dyskusje, kiedy i czy warto postawić na swoim, co zrobić gdy wszyscy piszą 5 minut przed pracą, że nie dadzą rady stawić się tego dnia.  Z drugiej strony nie ma pewności, że zdobędzie się konkretną wiedzę, o którą się aplikowało. Ponadto, nie zawsze trafi się na startup z mentorem. Mentor jest ważną osobą podczas praktyk, to jest taki pewnego rodzaju szef - ktoś kto powie co zrobić, ale też pokaże jak to zrobić i da wskazówki. W młodej firmie - zależy jak i gdzie się trafi - takiej osoby może brakować. Jeśli komuś brakuje designera, oczywiście że będzie takowego szukał.
Bardzo prawdopodobne jest również, że w takiej organizacji praca będzie bardzo chaotyczna - rzadko kiedy są to ludzie z doświadczeniem, ale raczej ludzie z pasją i marzeniami. Rzadko kiedy startup ma pieniądze. Może być też tak, że nadchodzi moment oficjalnego wejścia na rynek, a jedyny zysk to może 30zł miesięcznie. Warto również zauważyć, że czas pracy nijak ma się do tego określonego w kontrakcie(37h w tygodniu). Mogłam od czasu do czasu zostać i pracować z domu, ale często również było tak, że wszyscy siedzieliśmy do 18:00 czy 19:00 rozmawiając o planach i nowych strategiach.
Koniec końców, podczas tych praktyk wiele się nauczyłam, a zdobyte doświadczenie do dzisiaj się przydaje. Z firmą typu startup nigdy nic nie wiadomo. Może się rozwinąć w rok, a może nadal błąkać się po konkursach i próbować swoich szans przez lata. Mimo to uważam, że praca w startupie jest ciekawym przeżyciem i zdecydowanie wartym polecenia.

Praktyki w większej firmie
Drugie praktyki odbyłam już w normalnej(czyt. zarabiającej) firmie. Co prawda firma nadal przedstawia się jako skandynawski startup, jednak patrząc na roczne przychody i pozycję na rynku z pewnością można stwierdzić, że startupem już nie jest.
Słowem wstępu, drugie praktyki odbyłam z racji rozpoczęcia tzw. top-up'u, czyli jakby specjalizacji. Top-up trwa z reguły 1.5-2 lata i ma również przewidziane praktyki, a kończy się zdobyciem tytułu(licencjat/inżynier).
Z tymi praktykami było zupełnie inaczej. Po pierwszym semestrze uznałam, że może czas zacząć pracę w zawodzie, jako że wtedy łatwiej o praktyki. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Umowa o praktykach była jedynie formalnością. Jako że dostawałam wypłatę od godziny, toteż praktyki też były płatne. W zależności jak kto sobie to załatwi, ale zazwyczaj płaca za staż jest stałą kwotą, wypłacaną od miesiąca.
Dołączyłam do 20-osobowego zespołu jako programista. Na praktykach kontynuowałam zadanie, które dostałam wcześniej, a także robiłam mniejsze projekty wymagające zwłoki. Tutaj już robiłam to co chciałam. Miałam również mentorów - jeśli czegoś nie wiedziałam, śmiało mogłam podejść i spytać o pomoc. Zdecydowanie dużo czasu spędzałam dokształcając się sama, tj. czytając książki i oglądając internetowe tutoriale. Oczywiście teorie, które zdobywałam, przenosiłam na praktykę. W tej firmie bardzo mocno przestrzegali czasu pracy - chociaż wydaje mi się, że to może być duńska norma. Miałam elastyczne godziny pracy, mogłam przyjść o 8 i wyjść o 16, mogłam również jednego dnia pracować dłużej, żeby kolejnego wyjść wcześniej. Jednak rzadko kiedy pracowałam dłużej niż te kontraktowe 37.5h w tygodniu. Co piątek zaczynaliśmy dzień wspólnym śniadaniem, gdzie wszyscy się zbieraliśmy, jedliśmy i rozmawialiśmy o minionym tygodniu oraz planach na przyszły.
Chociaż całe praktyki brzmią jak opis wymarzonej pracy, to jednak miały też swoje wady. Te praktyki również kończyły się egzaminem i prezentacją pracy z minionych tygodni. Czasami miałam wrażenie, że jest bardzo dużo do zrobienia, a ja siedzę i oglądam tutoriale bo nie wiem jak zrobić kolejną rzecz. Siedziałam sama i sama starałam się rozwiązać problem, jako że firma była zorganizowana - każdy znał swoje miejsce, miał wyznaczone zadanie i nie zawsze mógł pomóc.
Dodatkowo, porwałam się na coś, co do tej pory nie było robione w tej firmie, toteż nie zawsze otrzymana pomoc była odpowiedzią na moje pytanie, lub po prostu sama musiałam do tego dojść, bo nikt nie znał się na tym, co robię. Być może to brzmi po prostu śmiesznie, ale w branży IT wiele się zmienia z dnia na dzień, pojawiają się nowe technologie i nowe możliwości, dlatego w tej dziedzinie nigdy nie można nauczyć się wszystkiego ani też wiedzieć wszystkiego. Kolejną wadą, a zarówno przeszkodą, był dla mnie język. Firma duńska, gdzie prawie wszyscy porozumiewali się po duńsku. Oczywiście sama zaznaczyłam, że rozumiem duński i kiedyś się go uczyłam, mimo to było to jak skok na głęboką wodę. Przez pewien czas wszyscy rozmawiali ze mną po angielsku, ale w pewnym momencie jakby przestali. Z drugiej strony sama wywierałam na sobie presję, starałam się rozumieć, rozmawiać i w między czasie chodzić regularnie na lekcje duńskiego żeby dokończyć ostatni moduł. Niby niewiele, ale jednak ten język był chyba najtrudniejszym elementem praktyk.
Nauczyłam się jak pracować w zorganizowanej firmie. Zauważyłam, jak ważne jest powiadomienie wszystkich min. 30 minut przed rozpoczęciem pracy, że się nie przyjdzie;  zauważyłam, że wszystko jest zbudowane jak jedno wielkie mrowisko i każdy jest jego częścią. Z czasem również okazało się, że praca w grupie nie zawsze polega na siedzeniu razem i rozmawianiu czy pracowaniu ze sobą - to również dzielenie zadań i wyznaczanie terminów, bo bez tego grupa nie ruszy dalej.

Jak widać, praktyki w obydwu miejscach uczą czegoś nowego. Nie zdarzyło mi się jedynie odbyć praktyk samodzielnie ani w szkole, aczkolwiek znam takich, którzy również wybierają te możliwości. Warto się zastanowić, gdzie chce się odbyć praktyki, jakie są oczekiwania i co chce się z nich wynieść. Obecnie mogłabym powiedzieć, że będąc w szkole ma się dużo wolnego czasu i warto go przeznaczyć na coś produktywnego, bo podczas praktyk czy już w pracy nie będziemy już mieli tyle czasu.

Dobrym pomysłem jest również znalezienie sobie pracy w zawodzie podczas robienia top-upu. Może niekoniecznie od razu, podczas pierwszego semestru, ale już pod koniec warto się za tym rozejrzeć. Studencka praca ułatwia dostanie płatnych praktyk i ogólnie daje poczucie bezpieczeństwa, że te praktyki się znajdzie.